Obiecuje
nabywcom wszystko byle tylko sprzedać mieszkania, często kłamie i później okazuje się, że jego ustne obietnice nie są
wiele warte. Stan deweloperski mieszkania jest jaki jest brak ościeżnic i
drzwi, podłóg, wyposażenia łazienki i kuchni. Ludzi jakoś to akceptują nie
zwracając już nawet uwagi, że okna PCV są najtańsze z dostępnych na rynku i
najgorszej jakości. Podobnie zresztą jest z piecem gazowym do ogrzewania
mieszkania, żaden z nabywców nie wnika, że jest to przestarzały technologicznie
piec z pojedynczą komorą spalania, wyprodukowany przez firmę „Beretta”, które
właśnie kończy produkcję takich pieców.
Deweloper
więc za wszelką cenę stara się odwrócić uwagę potencjalnych nabywców od dość
nędznie wyglądających lokali i olśnić ich wyglądem bramy, wejścia, klatki
schodowej, windy. Chce wyrobić w nich przekonanie, że będą mieszkali w pałacu.
Dopiero później szczęśliwi nabywcy mieszkań, już jako Wspólnota Mieszkaniowa
zaczynają powoli zauważać problemy. Od zauważania jednak do rozwiązania jest
długa droga.
W
budynku są jedne schody i na każdym piętrze rozchodzą się od nich długie
korytarze, na których są drzwi wejściowe do mieszkań. Na każdej kondygnacji
jest 16 lamp, na klatce schodowej 3 grzejniki elektryczne i nowoczesna winda
hydrauliczna, co z pewnością stanowi imponujący widok, jednak rachunki za prąd
w tym budynku wynoszą 2.000 zł miesięcznie, a sama konserwacja windy kosztuje
2.500 rocznie.
Ten
deweloper, o którym piszę nie jest ani najlepszy ani najgorszy, po prostu jest
typowy. Akurat w przypadku jednego konkretnego zbudowanego przez niego budynku
dotkliwym mankamentem jest całkowity brak piwnic. Całą najniższą kondygnację
zajmuje lokal garażowy Deweloper obiecał wprawdzie - ustnie każdemu nabywcy
mieszkania, że udostępni im pomieszczenia gospodarcze ale ... No właśnie, na
każdej z trzech kondygnacji jest 5 mieszkań i 1 niewielkie pomieszczenie gospodarcze, z tym że w pomieszczeniu na I
kondygnacji znajduje się tablica elektryczna i liczniki prądu, na II maszynownia
dźwigu, na III wyłaz na dach. Żadnego nie powinno się zagracać.
Osobnym
majstersztykiem dewlopera była sprzedaż miejsc w lokalu garażowym. Sprzedaż
pojedynczych miejsc parkingowych nie jest w Polsce możliwa, można sprzedawać
tylko samodzielne lokale z własną księgą wieczystą. Deweloper wyodrębnił więc,
jakimś cudem cały lokal garażowy i
uzyskał dla niego księgę wieczystą, chociaż lokal wcale nie jest
samodzielny. Prąd w tym lokalu używany do oświetlenia, wentylacji i mechanizmów
bram przechodzi przez licznik administracyjny budynku.
Później
mógł już sprzedawać chętnym po 1/19
części tego lokalu garażowego, bo jest w nim 19 stanowisk i stworzył de fakto
swoistą wspólnotę wewnątrz wspólnoty. Przy tym nie wszyscy właściciele lokali w
budynku wykupili miejsce w garażu, a kilka osób które wykupiły miejsce w garażu
mieszka w innych budynkach. Doszło do dość kuriozalnej sytuacji, bo właściciel
miejsca garażowego, który nie mieszka w budynku płaci teraz za zużycie prądu w
garażu, a także za ogrzewanie i oświetlenie klatki schodowej, na którą nie ma
wstępu. Podobnie jak właściciel mieszkania w budynku, który nie wykupił miejsca
garażowego musi płacić za oświetlenie garażu i za otwieranie jego bram.
Deweloper wcale się tym nie martwi, bo sprzedał już wszystkie mieszkania i prawie wszystkie miejsca garażowe.
Problemem
było również wydostanie od dewelopera dokumentacji budynku. Po sprzedaży
wszystkich lokali właścicielem budynku stała się Wspólnota Mieszkaniowa, która
powinna mieć wszystkie dokumenty. Kiedy w końcu deweloper wydał dokumentację
okazało się że nie ma żadnej dokumentacji powykonawczej tylko projektowa.
Podobno sporządzenie projektów powykonawczych przedrożyłoby budowę. Wiadomo
więc teraz jak budynek był zaprojektowany, ale nie wiadomo czy zbudowano go
zgodnie z projektem ani czy użyto przewidzianych w projekcie materiałów.
Odrębną
sprawą jest uzyskanie gwarancji, które przeważnie są zawarte w umowach z
wykonawcami poszczególnych elementów budynku. Deweloper umów nie udostępnia
twierdząc, że dotyczą one także innych budynków, a po naleganiu wręcza
wspólnocie tak zwane „gwarancje ogólne”. Rzecz jednak w tym, że wykonawcy biorą
podwykonawców i do wykonania niektórych robót nikt się nie chce przyznać. Poza
tym okazało się, że nie ze wszystkimi wykonawcami dewelopert się rozliczył.