Wygląda jednak na to, że
nadeszły takie czasy kiedy nie trzeba wcale być „urodzonym żołnierzem”, żeby
znaleźć się na wysokim stanowisku dowódczym nie tylko w wojsku, ale również w
policji i innych służbach. Przestały się liczyć kompetencje, predyspozycje,
praktyka, przestrzeganie procedur i zasad, liczy się tylko posłuszeństwo.
Ciekawe czy ta reguła będzie obowiązywała we wszystkich dziedzinach, ale jestem
pewien, że nikt nie chciałby na przykład wjeżdżać na most, przy którego budowie
zostały zignorowane procedury i zasady sztuki budowlanej.
Tak samo jak w budownictwo,
jego procesy, przerwy technologiczne, itd. politycy nie powinni się wtrącać w funkcjonowanie służb
ochrony rządu, bo prawdopodobnie słabo się na tym znają. Działanie tych służb w
dużej mierze polega na przestrzeganiu procedur bezpieczeństwa opracowanych na
podstawie praktyki i wcześniejszych doświadczeń. W różnych krajach różnie z tym
bywa. Politycy niechętnie zgadzają się na ograniczenia związane ze swoim bezpieczeństwem,
jednak na ogół takie ograniczenia rozumieją i powierzają swoje bezpieczeństwo
fachowości powołanych do swojej ochrony służb. Inaczej jest w Polsce, usuwa się dowódców
stosujących procedury, a awansuje tych, którzy bez zastanowienia wykonują
polecenia, co po prostu unicestwia te służby i powoduje zmniejszenie ich
skuteczności.
Rządzący w Polsce politycy
postanowili usunąć na bok procedury i sami rządzą swoją ochroną, zupełnie jakby
to właśnie oni posiadali całą niezbędną wiedzę w tym temacie i ogromne
doświadczenie. Trochę to dziwne, bo przecież mają świadomość, że nie tak dawno
niestosowanie podstawowych procedur bezpieczeństwa straszliwie się zemściło.
Potraktowali pilota odrzutowca jak dorożkarza nie zauważając żadnej różnicy
między tymi zawodami, a przecież minęło już ponad 100 lat od czasu, gdy
politycy jeździli dorożkami i od tego czasu wiele się zmieniło. Wystarczy
wyobrazić sobie jak wyglądałaby podróż prezydenta do Smoleńska w 2010 roku
gdyby procedur przestrzegano. Gdyby pilot miał możliwość powiedzenia, że nie
może lądować na lotnisku A, z powodu złych warunków atmosferycznych i słabej
komunikacji z obsługą, więc musi lecieć na lotnisko B, gdzie również czekają
odpowiednie służby z przygotowanym transportem naziemnym. Niestety pilot TU 154
nie miał takiej możliwości, musiał lądować „tu i teraz” bo żadnej innej
ewentualności nie przewidziano i nie przygotowano.
Czy równie łatwo jak w
przypadku służb ochrony rządu można zepsuć i zniszczyć zdolność bojową armii?
Na pewno tak, nasza armia w okresie międzywojennym jest tego jaskrawym
przykładem. Oficerowie tej armii nie byli urodzonymi dowódcami, mieli za to
odpowiednie poglądy polityczne i pochodzenie, byli posłuszni rządzącym politykom.
Działania, a raczej nie działanie polskiej armii we wrześniu 1939 roku
charakteryzowało się przede wszystkim dramatycznym brakiem dowodzenia i organizacji.
Często niweczyło to wysiłki żołnierzy i oficerów niższego szczebla, którzy rwali
się do walki nawet przy sprzecznych rozkazach i braku zorganizowanego
zaopatrzenia. Chaos pogłębiała jeszcze niechęć do współdziałania różnych
formacji, na przykład kawalerii i piechoty. Upolitycznione dowództwo główne
liczyło na cud i sojuszników, zdolne było organizować tylko własną ucieczkę z
kraju.
Te chlubne tradycje upolityczniania
wojska przeniosły się niestety do organizowanej w czasie okupacji Armii
Krajowej co zaowocowało decyzją o Powstaniu Warszawskim. Decyzją zbrodniczą i
wyłącznie polityczną podjętą bez planów i celów z ignorancją taktyki,
strategii, ewidentnie niewojskową.
Najbardziej bolesny jest
fakt, że jak się okazuje w tym wypadku historia wcale nie jest nauczycielką
życia. Polacy biją rekordy w ignorowaniu przeszłości i nie wyciąganiu z niej wniosków, Siły Zbrojne Rzeczypospolitej
są coraz mniej wojskowe i już nie rządzą
nimi wojskowi dowódcy. Rzeczywistą, a nie nominalną władzę nad Wojskiem Polskim
sprawuje minister – polityk, który nie tylko nie urodził się żołnierzem to jeszcze
nigdy w wojsku nie służył. Jego dotychczasowe
wypowiedzi (niepodważalne przypuszczenia) klasyfikują go jako osobę, oględnie
mówiąc, mało mającą wspólnego z merytoryką.
Być może skłonny jest wierzyć w cuda, na pewno w sojuszników, ale nie wiadomo
czy jest w stanie zorganizować obronę kraju, może poprzestanie na organizacji
swojej ucieczki tak jak ci we wrześniu 1939 roku. W każdym razie podobno rządzi
zgodnie z wolą suwerena, czyli nas wszystkich.