Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, żeby przekop wykonać nie znaczy to jednak wcale, że będą przepływały nim duże statki morskie, w końcu przecież wybudowano lotnisko w Radomiu także po to, żeby było, a nie po to, żeby ktoś z niego korzystał. Szkoda tylko tych miliardów bezpowrotnie straconych, roztrwonionych na czyjeś niemądre mrzonki, bo Polska nie jest przecież przesadnie bogatym krajem. Trudno też stwierdzić, że nie ma w naszym kraju palących problemów czekających na rozwiązanie i nie stać nas na wrzucanie pieniędzy w błoto.
Domniemywanie, że dzięki przekopowi ożyje port w Elblągu jest dużym nieporozumieniem, bo jest on morski tylko z nazwy. Wystarczy rzut oka na mapę, żeby się zorientować, że aby dopłynąć z Zalewu do portu trzeba pokonać około 10 kilometrowy odcinek rzeki Elbląg, morskie statki wpływały tam ale było to kilkaset lat temu, gdy były jeszcze małe, drewniane i nie miały dużego zanurzenia. Dzisiejsze towarowe statki morskie nawet te najmniejsze miały – były podejmowane próby - poważne problemy, żeby tam dopłynąć i zawrócić, a dodatkowo działalność poru komplikuje dzielący go na 2 części niski wiadukt z trasą unii Europejskiej.
Rzut oka na samo
ujście rzeki pozwala nam stwierdzić, że nawet wpłynięcie na nią statku z
dużym zanurzeniem łatwe nie jest, przy czym określenie – ujście – jest dosyć umowne.
Rzeka Elbląg jest bardzo specyficzna i wyjątkowa, łączy Zalew z położonym na
terenie depresyjnym jeziorem Drużno i potrafi płynąć jednego dnia w kierunku
Zalewu, a innego odwrotnie. Generalnie można powiedzieć, że woda w niej stoi, a
zimą cała rzeka zamarza na amen podobnie jak jezioro i Zalew. Poza tym wszystkie drogi kolejowe i drogowe do transportu towarów na południe znajdują się na lewym brzegu Wisły. Nawet więc gdyby port w Elblągu jakimś cudem funkcjonował to i tak nie mógłby odciążyć polskich magistrali transportowych.
Pływałem do portu w Elblągu w latach 80-dziesiątych,
woziliśmy zestawem pchanym żwir wiślany dla potrzeb budowlanych. Mieliśmy
zanurzenie 1,9 m i wpływaliśmy do Elbląga Kanałem Jagiellońskim, który
nazywaliśmy Kanałkiem, bo jest taki wąski, że nasz 100 metrowy zestaw z trudem
wyrabiał zakręty. Oprócz nas pływała tam wtedy barka z Gdańska wożąca piasek
morski używany do form odlewniczych w elbląskim Zamechu. Pamiętam, że port
wydał mi się wtedy bardzo mały w porównaniu z innymi portami rzecznymi w Polsce.