Być może nie każdy zetknął
się w życiu z żeglarstwem i żeglowaniem. Wrażenia z tym związane są bardzo
silne i niezapomniane. Mknięcie z wiatrem pod „,motylkiem” z żagli lub
halsowanie pod wiatr od jednego brzegu jeziora do drugiego, szum wiatru i wody.
Takie wspomnienia zostają na długo i
nawet po wielu latach, niektóre widoki sprawiają, że coś tam w duszy drgnie.
Okoliczności pozwoliły mi
pożeglować trochę w młodym wieku i na niedużym jeziorze, które oczywiście
wydawało mi się wtedy wielkie. Pierwsze próby żeglowania przeprowadziłem na
żaglówce nazywanej „maczkiem”. Miała ona krótki maszt i szeroki kadłub, była
właściwie niewywracalna ale ciężko było nią płynąć pod wiatr. Cała frajda
polegała na tym, żeby halsując dopłynąć w ten koniec jeziora, z którego wiał
wiatr, a później zawrócić i płynąć z wiatrem. Płynąc maczkiem” było to żmudne,
bo wiatr i dryfowanie bardzo utrudniały mu efektywne halsowanie.
Kolejna żaglówka, na którą
się przesiadłem nazywana była „kadetem”, miała długi masz i wąski kadłub. Mógł
płynąć prawie prosto od wiatr ale za to bardzo łatwo go było wywrócić.
Zauważyłem to bardzo szybko, już przy pierwszych zwrotach, na szczęście
postawienie „ kadeta” na środku jeziora nie było dużym problemem., zanim się
tego jednak dobrze nauczyłem nadłamałem miecz.
Chociaż później żeglowałem
jeszcze kilka razy, to właśnie te pierwsze próby najwyraźniej wyryły się w
pamięci, czasami wywołuje te wspomnienia nawet sam zapach pomostu.