Oficjalne media publiczne
PRL-u do końca lat 70-siątych XX wieku twierdziły, że jest nieźle, że władza
jest w pewnych rękach i wszystko idzie ku dobremu. Tymczasem w rzeczywistości
wcale nie było tak nieźle i sytuacja coraz bardziej wymykała się władzom spod
kontroli. Dopóki jednak udawało się zagłuszać polskojęzyczne rozgłośnie w
Europie i Ameryce oraz kontrolować drukarnie w Polsce niewielu obywateli o tym
wiedziało. Mogli się tylko domyślać, że sytuacja jest zła widząc pustki w
sklepach. Zmieniło się to po 1980 roku za sprawą rozpowszechniających się w
kraju kserokopiarek, których już nie dało się upilnować i blokada informacyjna
przestała istnieć. Każdą informację można było szybko rozkolportować w całym
kraju.
Tymczasem w całym kraj zachodziły poważne zmiany.
Rząd przez cały rok słabo dogadywał się z Solidarnością i po rozpoczęciu przez
nas we wrześniu nauki, obie strony zaczęły sobie grozić. Skończyło się to
wszystko ogłoszeniem stanu wojennego, pacyfikacją strajkujących zakładów pracy,
między innymi kopalni „Wujek” i masowymi internowaniami. Wszystko jednak działo
się obok mnie, nie angażowałem się w działalność polityczną i nie miałem
wyrobionych poglądów na temat tych zmian. Nie dawałem wiary państwowej
propagandzie przedstawiającej strajkujących robotników jako zbrodniarzy i
chuliganów, którzy przygotowywali przewrót. Nie do końca również przekonywały
mnie informacje przekazywane za pomocą nielegalnych broszur, o całkowitym braku
agresywności robotników i działaczy. Przypuszczałem, że problem jak zwykle jest
gdzieś pośrodku. Ograniczenia stanu wojennego odczułem tak samo jak wszyscy -
kartki na żywność i papierosy, brak podstawowych produktów, godzina policyjna,
zakaz podróży, mocno przefiltrowana telewizja i radio, odcięty, a potem
podsłuchiwany telefon, brak normalnych gazet.
*
Jeden raz
oberwałem pałką milicyjną podczas rozpędzania grupy ludzi zgromadzonych przed
przylepioną do muru odezwą. Jak się potem zorientowałem nie należało jej
czytać. Nie miałem zresztą pojęcia, że chodzi o odezwę. Przystanąłem po prostu
z ciekawości przy zbiegowisku ludzi i nie dość szybko usłyszałem podjeżdżającą
z tyłu milicyjną Nyskę. Innym razem, przeżyłem przygodę podczas pobytu w
akademiku WSP na ul. Ogińskiego. Ktoś wyrzucił w tym czasie kilkadziesiąt
ulotek odbitych na kserokopiarce z okna tego budynku na IX piętrze.
Kserokopiarek było wtedy w Bydgoszczy tylko kilka i musiały być rejestrowane,
podobnie jak broń, czy radiotelefony. Ulotki mogły, więc być powielone na
kopiarce nielegalnej lub przez nielojalnego pracownika instytucji rządowej,
który miał do kserokopiarki dostęp. Dla milicji ustalenie pochodzenia ulotek
było niezwykle ważną sprawą. Prawie natychmiast po rozrzuceniu wszystkie ulotki
zostały wyzbierane przez milicjantów, którzy zapewne obserwowali zarówno
akademik jak i okolice.
Nie trwało
długo jak milicjanci weszli do budynku i zaczęli po kolei sprawdzać wszystkie
pokoje, wzbudzając ogromne emocje. Specyfika tamtych służb bezpieczeństwa i
porządku polegała na tym, że w zetknięciu z nimi każdy czuł się w jakiś sposób
winny. Istniało tak wiele różnych ograniczeń i zakazów, że nie było sposobu na
normalne funkcjonowanie bez naruszenia któregoś z nich. Udowodnienie komuś winy
nie było dla funkcjonariusza żadnym problemem. Po pewnym czasie sprawdzający
doszli do VII piętra, gdzie mieszkały koleżanki, u których przebywałem. Byłem
już bardzo wzburzony i przez głowę przelatywały mi wszystkie moje grzeszki i
przewinienia. Moje emocje i strach osiągnęły szczyt, gdy jeden ze
sprawdzających, ubrany po cywilnemu, długo obmacywał moje dłonie. Jak się
później dowiedziałem ich nadzwyczajna gładkość mogłaby wskazać, że niedawno
obsługiwałem kserokopiarkę. Moje dłonie gładkie na szczęście nie były, a poza
tym przebywałem w akademiku legalnie. Mój dowód osobisty leżał na portierni,
więc zostałem uznany za niewinnego. W akademiku wolno było przebywać do godziny
22 i często, gdy planowałem zostać tam dłużej wślizgiwałem się bez zostawiania dowodu. Nie było to
szczególnie trudne, również tym razem wielu chłopaków przebywało nielegalnie, w
tym żeńskim właściwie, akademiku, wszyscy oni zostali zatrzymani do
wyjaśnienia.
Fragment
mojej książki: http://www.mybook.pl/6/0/bid/276
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz